Czuję obecność duchów i liczę się z nimi

19:32


Dorastałam z wpojonym przekonaniem, że moja rodzinna wioska jest inna niż wszystkie. Od dziecka słyszałam szeptem powielane i kopiowane plotki. Informacje prasowe stawały się głównym tematem dyskusji – przecież to były osoby, które tak dobrze znaliśmy! Sąsiedzi bliżsi bądź starsi. Moi rówieśnicy. Skrycie wpatrywałam się w nekrologii. Z czasem stało się dla mnie jasne, że nad moją wioską wisi jakieś fatum. Nigdy do końca nie zrozumiałam i pewnie nie zrozumiem czemu tak się dzieje. Może po prostu chciałam wierzyć, że te wszystkie życia nie poszły na marne, że była jakaś siła wyższa, że ma to jakiś chory sens.

FATUM

Śmierć kolejnej osoby zawsze boli. W jakiś zaskakujący sposób nie potrafię żyć z nią, przejść z nią do porządku dziennego. Jestem zdumiona, gdy słyszę o kolejnych przypadkach samobójstw, prób morderstw czy podpaleń wśród społeczności mojej rodzinnej wioski. Nigdy nie była to duża miejscowość. Zaledwie trzystu mieszkańców, 50 domów. Wszyscy się znamy niemalże od dziecka. Razem pracowaliśmy podczas letnich żniw i sianokosów. Razem świętowaliśmy na różnych festynach. Nawet teraz, kiedy więzy się poluzowały i każdy jest bardziej zamknięty i odrobinę się izoluje w zaciszu swoich domów, nadal są to ludzie, których znam całe życie.

Miałam kilka lat, kiedy po raz pierwszy zetknęłam się ze słowem „samobójstwo”. Mama rozmawiała z sąsiadką przyciszonym głosem. Ja u jej boku, uczepiona fartucha. Nie wiem nawet czy był wtedy na świecie już mój brat. To jedno z tych najwcześniejszych wspomnień. Rozmawiały o naszym sąsiedzie z domu obok. Powiesił się w stodole bez słowa wyjaśnienia. „Był takim dobrym człowiekiem”

Pamiętam mężczyznę, który w naszej wiosce bywał rzadko i tylko wtedy gdy dostawał przepustkę. Od lat mieszkał w szpitalu psychiatrycznym. Pamiętam, że razem z rówieśnikami – kilkuletnimi smarkami – myśleliśmy, że je kamienie. Teraz wydaje mi się, że zbierał je, bo tylko one potrafiły przyjąć jego smutek i chorobę. Tylko kamienie potrafią zrozumieć wszystko. Czułam do niego sympatię, bo choć się go bałam, w jakiś zaskakujący sposób wiedziałam, że jest dobrym człowiekiem.

 
Zaskakuje mnie jak niewiele potrzeba, by ocenić człowieka. Jeśli leczysz się w szpitalu psychiatrycznym, to z pewnością jesteś niebezpiecznym czubkiem. Jeśli porzucasz rodzinę to zawsze jesteś tym najgorszym. Łatwo przychodzi wrzucanie ludzi do szufladek.

Zaskakuje mnie jak wiele jest śmierci i wszelkich nieszczęść wokół. Zaskakuje mnie każdy telefon bliskich, kiedy to słyszę, że sąsiad, mój rówieśnik czy osoba, którą znałam od dziecka umiera, dźga nożem bratową, katuje do nieprzytomności swoją żonę czy dzieci. Zaskakuje mnie to jak wiele tragedii zdarza się w tak małych miejscowościach. Zdaję sobie sprawę, że wszędzie dzieją się podobne nieszczęścia, ale wszystko to jest bardziej namacalne, gdy wiesz kim jest dana osoba, znasz ją całe życie i nigdy byś nie pomyślał, że jest zdolna do takiego czynu.

Nadal wierzę w dobro na świecie. Nadal naiwnie wierzę w to, że w każdym z nas jest dobro. Pamiętam słowa mojego znajomego: „jesteś za dobra dla tego świata”– i może tak rzeczywiście jest. Chciałabym utulić, ukoić ból wszystkich skrzywdzonych, choć sama mam wiele niezagojonych ran.

Wpis ten dedykuję każdej osobie, którą znałam. Osobie, której już nie nie powiem dzień dobry, albo cześć.

You Might Also Like

0 komentarze